czwartek, 31 maja 2012

17:02

   Kilka kropel poleciało mi po policzku, chociaż ciągle mam nadzieję, że to co dzisiaj zostało powiedziane, nie znajdzie swojego odzwierciedlenia w przyszłości. Oby! Gdybym wierzyła, zaczęłabym się modlić, tak, jak jeszcze nigdy w życiu. Ale nie wierzę, dlatego nie mogę zacząć się modlić do Boga. Nigdy mnie nie słuchał, czemu teraz miałby zacząć? I zawsze mam ten numer, numer na wszelki wypadek, zawsze mogę go wybrać i znaleźć chwilowe pocieszenie. Ale ono nic nie zmieni. Jeśli ktoś podejmie taką decyzję, nic już nie jest w stanie tego zmienić.
   Jest taki rodzaj bólu, który jest zapłatą za ciężką pracę. To łamanie w całym ciele, nieprzyjemne ciągnięcie w nogach i ból przy podnoszeniu się, właśnie jest takim bólem. Nadal mi się chce, nadal nie mam zamiaru zrezygnować. Nie mogę patrzeć w lustro, po prostu muszę coś w sobie zmienić. A to jedna z najłatwiejszych rzeczy.
   Czy czuliście kiedyś, że ktoś wam wypada z rąk, a wy za żadne skarby nie możecie ponownie podciągnąć go do góry?
    Ja właśnie tak się teraz czuję...

   Najgorsza w życiu jest bezradność, kiedy chcesz, a zwyczajnie nie możesz. Są takie wojny, których nie wygrasz mimo szczerych chęci. Przepraszam, jeśli tą przegram. Naprawdę daję z siebie już wszystko, co mogę. I chciałam Ci jeszcze powiedzieć: "Po obcięciu skrzydeł można biec. Po zdeptaniu, pełznąć. Po pokruszeniu oddychać. Więc leć! Biegnij! Pełznij! Albo chociaż nabieraj powietrza"

To jak pogodzenie się z końcem.

   Można przywyknąć do wszystkiego. Ze wszystkim można żyć. Nawet z taki bólem, który rozdziera na pół i przyćmiewa wszystko inne. Nawet z tym, tak. Chociaż to prawie niewyobrażalne, niepojęte i całkowicie niewykonalne. Pogodzę się z tym. Jak z każdym innym.
   Nie chcę tego, walczę w zaparte, wbijam w jasną skórę paznokcie, kopię w łydki, gryzę w szyję. Nie pozwolę, nie mogę. Skoro Ty się poddałaś, nieważne. Ja nie potrafię. Nie mogę walczyć za Ciebie, lecz gdybym mogła, wygrałabym każdą wojnę. Za Ciebie, dla Ciebie! Ale się tak nie da, nie w tej sprawie... I wiem, że większość czasu będę użalać się nad sobą. Wiem.
   Nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego,nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego,nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego...
   Błagam...

wtorek, 29 maja 2012

Black&White










The Beautiful People

   Och, dajcie mi w twarz. Powalcie mnie na kolana, pozwólcie zasnąć na jakiś czas, tak, abym mogła nie rozrywać sobie serca 14 lipca. Chciałabym też jakoś ulotnić się na czas zakończenia roku szkolnego, przeleżeć w łóżku i nie martwić się poprawami, zaliczeniami i innymi gównami.
   Z tego wszystkiego jedynie mam świadomość, że za tydzień będę szykować się na OWF, czyli Linkini nadchodzę, uha buga, dzikie pogo. A prawda jest taka, że znów zaleję się łzami, jak to było rok temu. Nie szkodzi, przecież po to jadę.

A macie, cieszcie swe oczy!

poniedziałek, 21 maja 2012

bloddy marry

   Eh. Eh. Nie, serio, nie wstawajcie. Siedźcie dalej, nie przejmujcie się, że weszłam. Pójdę w kąt i będę udawać, że mnie nie ma. Mogę też śnić moje wszystkie koszmary. 
   O tobie, Największy Koszmarze, śniłam. Przyszedłeś do mojego domu, w dodatku na moje urodziny, usiadłeś pomiędzy Kocurem a Jimmy i udawałeś, że mnie nie ma. Zjadłeś wszystkie obrzydliwe rzeczy, które wydawały się być zgniłymi mózgami, kazałeś nam iść na plaże, chociaż był styczeń. Co do kurwy, urodziny mam w czerwcu.
   I widziałam ciebie, Cynamonowy Chłopcze, niczym jawa wtargnąłeś na moją drogę, tak spokojną i uroczą, w dniu zalanym ciepłym słońcem. Nie poznałeś mnie, wcale mnie to nie dziwi, Cynamonowy, przecież ty już dawno zapomniałeś, że byłam. Nie szkodzi. Nie było torsji w okolicach brzusznych i klatki piersiowej, nie było chwilowej zapaści, braku powietrza, uczucia topienia się i tępego zatrzymania się,. by trwać na chwilę, patrząc na ciebie. Nie było nic, Cynamonowy, chyba już się wyleczyłam. Czy to ma oznaczać, że nie byłeś wielką miłością?
   Ależ byłeś, do cholery jasnej, byłeś! Jeśli nie ty, to... czy ja w ogóle potrafię kochać szczerze? Tak. Ciebie, Chłopcze z Blizną kochałam szczerze, bardziej niż ich wszystkich. 
    A ciebie, ośle uparty czasami znieść nie mogę. Wiedz o tym, jesteś na monitorowanym. 

wtorek, 15 maja 2012

Cip, cip, mlaś, mlaś, internetu brak.

  Nienawidzę, kiedy jestem odcięta, a jestem i będę. Zacznę lamentować, walić pięściami w ścianę i obrażę się na wszystkich. Przestanę się odzywać i zamknę się w szafie, w celu odnalezienia Hogwartu. Nie będę się prosić brata, żeby pozwolił mi chociaż na pół godziny sprawdzić poczty, aby sprawdzić, czy jestem jest sławą na tumblerze, czy może ktoś zaczął mnie follow'ować. Pewnie nie zaczął, warto jednak mieć nadzieję.
  Tytył postu taki a nie inny, głównie ze wględu na lekturę, mianowicie 'Ferdydurke", której nie rozumiem , a niejaki Pimka w kółko to powtarza. Cip, cip, mlaś, mlaś, muahahaha. Jak mi się to trafi na maturze, to z góry wam mówię, że nie zjadę.
  Szukam kogoś, kto mógłby mi naprawić ruter, żebym mogła dalej być no-lifem z moim laptopem. Chcę nakurwiać maratony z Supernatural i szczać po nogach na widok Deana i Castiela. Pierdole, przerwa dobrze mi zrobi, chyba. O ile nie wypadną mi włosy i zęby.
  Jestem zmęczona, zmokłam i zmarzłam, nie ma mnie kto przytulić (nie wiem nawet, czy mój chłopak żyje jeszcze, zdaje się, że tak...). MAMO. Niech mnie ktoś ukocha...
  Adijos biczes.

niedziela, 13 maja 2012

Trochę wyrzutów sumienia.

  Eh. Naprawdę, takie duże EH. Mam dzisiaj taki dzień, że wszystkie myśli powoli zaczynają mnie wykańczać już psychicznie, pech chciał, że upodobałam sobie taką, a nie inną formę pisania. 
  Eh. Ostatnio męczą mnie wyrzuty sumienia. Boże, nienawidzę ich. Naprawdę, są okropne, czepiają się jak rzep psiego ogona i odpierdolić się nie chcą. A idź sobie, nie zapraszałam was! Jeszcze mi tylko ich brakuje...
  Powiedzenie prawdy, w pierwszym przypadku, w ogóle nie wchodzi w grę. Nie przyznam się, że poszłam z byłym chłopakiem tańczyć, pić piwo i przytulać się, śpiewając "tak bardzo chcę dotknąć cię". Nie wspomnę o tym, że tą cudowną, granatową sukienkę kupiłam specjalnie po to, żeby mu trochę dopiec. Nie powiem też, że dobrze się bawiłam, znów tańcząc z nim, znów z nim gadając, śmiejąc się i pijąc piwo. Bo, cholera, strasznie człowieka lubię, mimo tego, co się stało. Nie żyję w przeszłości, więc wisi mi to, co było rok temu. Whatever.
  Nie wezmę pod uwagę faktu, że kiedy o 1:20 w nocy odprowadzał mnie do domu trzymaliśmy się za ręce, a na koniec chciał mnie pocałować. To naprawdę nie istotne.
  Druga sprawa ma zupełnie innych wymiar i w porównaniu z pierwszą nie znaczy prawie nic, a ja jednak mam wyrzuty sumienia i pewnie będę miała jeszcze przez jakiś czas, fuck yea. Mogłam iść na to spotkanie z Mikim, ale chuj jeden wie, dlaczego wykręciłam się pseudo remontem w pokoju. Z drugiej strony nie chciałam mamy zostawiać z moim rzeczami wywalonymi na środek jej pokoju, babcią, która zawsze widzi jakieś 'ale' jeśli chodzi o wyrzucanie starych rzeczy i psem z ADHD. Więc przeprosiłam, powiedziałam, że cholera, chciałam, ale nie dam rady. Szkoda mi go, bo poinformowałam go o tym, kiedy już kupił piwa (boże, W TYM SKLEPIE Z REGIONALNYMI!), a na dodatek przyjechał z tego swojego zadupia kochanego do miasta. Także, Miki, kuźwa, sorry.
  Największa wyrzuty dopadły mnie, kiedy przed chwilą napisał, że bardzo mu zależało. Chuj wie, dlaczego. No dlaczego, Miki? Na mnie, nie, nie powinno Ci. Znajdź lepszą partię, ta już jest lekko uszkodzona i nadwyrężona. Wadliwy towar, wiesz? Nawet bardzo...

Zmiana kierunku.

  Czuję dużą potrzebę pisania, tak długi tego nie robiłam, a świadomość tego, że gówno o mnie wiecie dużo mi daje. Nie, Jimmy, Ciebie nie wliczam.
  Wreszcie zebrałam się w sobie i sprzątnęłam w moich szufladach, co w moim przypadku jest powodem do dumy. Po przewaleniu tony niepotrzebnych kartek, papierków po batonikach (przecież do kosza nie będę specjalnie po to, żeby wyrzucić opakowanie po Grześku, nie?) i różnych innych rzeczy, których pojawienia się tam nie pamiętam (baterie, przypinka z Green Day, kapsle po piwie [to chyba wiem skąd] i kilka innych...) znalazłam coś, co mnie zaciekawiło.
 Niby nic, biała kopertka, ot tak włożona w śmieci, zaklejona taśmą klejącą, zaadresowana do B. Zdziwiło mnie to, och, za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć kiedy ja ostatnio pisałam do niej list i dlaczego, do cholery, leżał on w szufladzie, a nie w jej mieszkaniu. Odłożyłam go sobie na łóżko, wyrzuciłam niepotrzebne rzeczy i ciekawość wzięła nade mną górę.
  Rozerwałam papier i spojrzałam na datę. 4 kwietnia 2011 rok. Mój boże! Toż to ponad rok temu! A kilkanaście dni później przecież do niej pojechałam, spotkałam się z nią, spędziłam w jej dziwnym domu pięć dni... Siedząc wygodnie na łóżku zaczęłam czytać. Już dawno nic mnie tak nie zirytowałam.
  Czytanie  swoich własnych myśli z pewnego dystansu czasu - drażni, przynajmniej. Ilość idiotyzmów, jakie tam się znalazły przekroczyły granice mojej wytrzymałości. Pech chciał, że list pisałam w jednym z najgorszych okresów mojego życia, kiedy moje serce było zdeptane, spalone a proch wrzucono do żrącego kwasu. O boże, co drugie zdanie: 'T coś tam, tęsknie za T, chciałabym, żeby było jak trzy tygodnie temu', etc...
  Myślałam, że do końca już są wylewane wszystkie moje gorzkie żale i nie myliłam się aż tak bardzo. Aż nie doszłam do ostatniej strony (uwierzcie mi, trochę tego było). W gimnazjum (zdaje się, że to całe wieki temu! boże... 3 lata...) pisałam pracę "co kształtuje naszą osobowość". Chciałam być wtedy bardzo true i zbuntowałam więc naszpikowałam ją cytatami i przykładami ludzi takich jak Cobain, Way, Mrrison, Pświatowska, Schmitt i Rowling. W życiu nie napisałam tak długiej i osobistej pracy. Napisałam tam samą prawdę, wszystko to, co we mnie było, a było tak wiele różnych rzeczy, że nie jestem teraz tego w stanie objąć umysłem. I właśnie tej pracy fragmenty były w tym liście (zaraz pod zdaniem "on nigdy nie znajdzie takiej dziewczyny jak ja! _._). Czytając to, uświadomiłam sobie, jak momentami zdradziłam samą siebie, nie trzymając się żelaznej zasady "be yourself, don't take anyone's shit and never let them take you alive". Jak często nie byłam sobą, żeby móc być dostosować się do otoczenia, jak często słuchałam gówna, jakie wmawiali mi ludzie, jakże często, pozwalałam, aby mnie pożerano żywcem...
  Czas na zmianę kierunku, nawet nad tym nowym łóżkiem, kiedy już przestawiłam sobie meble, powiesiłam kartkę z tym cytatem. Czas wziąć się w garść. Czas wrócić do tego, co sobie człowiek postanowił mając 14 lat. Akurat to nie było takie do końca bez sensu.

Oh God, why?

   Bycie z Tobą, to jedna z najbardziej męczących rzeczy. Nigdy nie wiem, jak zareagujesz, co mnie powili już WYKAŃCZA! Nie mogę powiedzieć tak wielu rzeczy! Mam dość proszenia się o spotkanie z Tobą, co Ty jesteś, króla Wielkiej Brytanii? Nie, a ja nie mam zwyczaju proszenia się o cokolwiek. Zapytałam raz, odpowiedziałeś nie, do końca dnia nie mam zamiaru się odzywać, skoro masz tyle ciekawych zajęć. Jednak najgorszy jest ten twój najlepszy przyjaciel, który tak mnie nienawidzi, a ty nie wiedzieć czemu nigdy mu się nie postawisz, jakbyś nie potrafił myśleć samodzielnie. Zrozum, nie chodzi o to, że chcesz się z nim spotykać. Chodzi o to, że nie umiesz funkcjonować w świecie, w którym go nie ma. I wiesz, może to z nim powinieneś się spotykać?!...

sobota, 12 maja 2012

Numer zero.

Jestem zmuszona porzucić onet, co nie jest dla mnie łatwe. Nie potrafię jednak nie pisać. Oh God, who cares?