poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Trójkąty i kwadraty

   Ostatnio bardzo łatwo jest mnie doprowadzić do płaczu. Nie trzeba zbyt wiele, po prostu dużo płaczę, naprawdę, mimo tego, że nie ze smutku. 
   Raz, na przykład, oglądałam sobie ponownie (znam to na pamięć) koncert My Chem Venganza. Niby nic, takie tam pioseneczki z mojej ulubionej płyty. I nagle, coś mnie tak wzięło, że szlochałam jak głupia. Nie tyle, co mi łzy poleciały po policzku, ja przez godzinę wyłam jak głupia i wcale się uspokoić nie mogłam. To było tak piękne i dla mnie wzruszające, że aż mnie zaczęło palić od środka, że to już nigdy więcej nie będzie miało miejsca.
   Drugim zaś razem, do płaczu doprowadziła mnie wiadomość od Łukasza. Ha, śmieszne, bo to było zwykłe 'kocham Cię'. Zwykłe, a jedna nie zwykłe, nie dla mnie, bo w sumie znów coś mnie tak poruszyło i znów beczeć zaczęłam, bo nie sądziłam, że można aż tyle i tak mocno czuć. 
   Trzecim razem, tutaj już ryczałam w pracy, bo Jimmy właśnie wtedy odświeżyła sobie pamięć moim postami. I znów 'dziękuję, że jesteś' spowodowało atak serca, ściśnięte gardło i chęć natychmiastowego pojechania i wyściskania. Pewnie, kochanie, że jestem, byłam i zawsze będę. I tak samo to, że jestem tym 1% ludzi ze 100%, którzy nigdy jej nie zostawią i co lepsze, to jej daje siłę. I to, że dopiero teraz sobie uświadomiła, jak mnie bolało i przerażało to, co chciała zrobić w maju. Moja desperacja była tak wielka, że byłam bliska jechania do niej i ratowania jej i walczenia za nią. Mówię serio. Takich cudownych ludzi spotyka się raz na milion. 
   Czwartym razem (a to wszystko w przeciągu tygodnia, dacie wiarę?) płacz spowodował, wstyd się przyznać, teledysk Marsów. Nadal nie lubię ich, nadal ich nie słucham, a teledysk widziałam w telewizji, (serdecznie pozdrawiam Aś, mojego Echelonowego fejma z teledysku!). Jednak gdy zobaczyłam to, co zrobili do Do or Die (swoją drogą, to samo co do tego Closer to the Ege, co jetst nie fajne, nie ładnie się powtarzać) to znów wyć zaczęłam i przez długi czas nie mogłam zrozumieć, DLACZEGO. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że z zazdrości. Ano tak, ze zwykłej, dziecinnej zazdrości. Bo to nie fair, że oni nadal mają Marsów, że mają ich koncerty, nowe płyty i teledyski. A ja nigdy więcej nic nowego MCR nie zobaczę, nie usłyszę, nie kupię. Później już płakałam, bo ich nie ma, bo Frerard, bo taka piękna miłość, bo ich widziałam na żywo i bo Helena...
   Piąty raz, ostatni, miał miejsce dzisiaj, chwilę po tym, jak z pracy wróciłam. Widzicie, Julek, mój kochany Julek, wysłał do mnie list. Nawet nie wiecie, jaką dla mnie jest przyjemnością pisanie lisów (wszystkich chętnych zapraszam do pisania). Wiele rzeczy jest łatwiej napisać, niż powiedzieć. I wiesz, Julek, aż łzy w oczach miałam, kiedy czytałam ostatnie linijki listu. Ja też Ci dziękuję, że jesteś, że tak cudownie się z Tobą żyje, nawet jak nie gadamy ze sobą po trzy tygodnie. Niedługo się znów zobaczymy, ściskam, całuję, kocham!
   Jak widzicie, strasznie się płaczliwa zrobiłam...

niedziela, 25 sierpnia 2013

We could stay young forever

   No tak, taaak.. Eh... No tak. Trochę czasu już minęło, chyba wybiłam się z rytmu. Chyba nie do końca pamiętam, jak się pisało i jak się przelewało co się czuje. Czasami mam wrażenie, że kiedyś to było chyba łatwiejsze. Nie wiem czemu, ale kilka lat wcześniej po prostu wiecznie byłam nieszczęśliwa, zakochana, nieszczęśliwe zakochana albo samotna. A w sumie to przez większość czasu to wszystko na raz. Boże, ile było emocji we mnie, chociaż one wszystkie były do siebie tak bardzo zbliżone! Nawet nie wiedziałam, że tyle się może dziać. 
   Ile się zmieniło w moim życiu. Zaczynając od tego, że od października idę na studia, poprzez zobaczenie My Chem, spotkanie z Jimmy i spotkanie cudownego faceta. Kurwa, ile razy ja to mówiłam? Ale do tej pory nie sądziłam, że mogę tak kochać. I że ktoś może tak kochać MNIE. Zawsze tyle pisałam o każdym z nich. Wiecie, że tak naprawdę dużo o nim nie mówię? Długi czas wiele osób nie wiedziało, że z kimś jestem. Bo nie lubię o nim  mówić, on jest mój, to mój prywatny świat, mój i po prostu nie chcę kogoś do niego wpuszczać z buciorami. Ani paplać o moim szczęściu, bo zwyczajnie JESTEM SZCZĘŚLIWA i ci, którzy powinni wiedzieć, wiedzą, bo mnie znają i to widzą. Co się tyczy studiów, to się boję. Zawsze się obawiam nowych etapów w życiu, ale na tym bardzo mi zależy. Chciałabym wyjechać na drugim roku na wymianę, byle gdzie, najchętniej do Anglii, ale to jedna wielka niewiadoma, to naprawdę jest dla elity, naprawdę, chciałabym się zaliczyć, boże, stanę na głowie! Jeszcze mam czas, spokojnie, mam nadzieję, że się uda. Jeśli chodzi o MCR, to wiem, że już o tym pisałam, ale znów to do mnie wróciło, chyba zawsze będzie wracało. Najważniejszy dzień w moim życiu, dlatego, że spełniłam marzenie i pierwszy raz w życiu uścisnęłam Jimmy. Ach, chciałabym to zrobić znów, teraz. NATYCHMIAST!
   Co do przyjaciół, to chyba jest dobrze. Uwierzycie w to? Szkoda, że zabrakło jednej osoby, naprawdę bardzo mnie nadal boli takie rozczarowanie, jakim się okazała nasza znajomość i jak niewyobrażalnie rozeszły się nasze drogi. Jestem w szoku, nie sądziłam, że to się kiedyś stanie. Dobra, trudno, nie zmienimy tego.
   Jestem z Jimmy chyba jeszcze bliżej niż kiedyś, chociaż nie sądziłam, że to możliwe. W jakimś stopniu tworzymy związek. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale tak się czuję. I często tak się zachowuję, dlatego serce mi pęka, że w te wakacje się nie widziałyśmy, bo ciągle pamiętam, jak cudownie było siedzieć w Twoje kuchni, płakać na Frerardzie, po prostu BYĆ RAZEM. I wiem, że Ty wiesz jaki to ból, jak jest źle i jak bardzo pragnie się spotkania z całych sił. Boże, jak ja Cię kocham! Życia sobie bez Ciebie nie wyobrażam już, jesteś dla mnie jak płuca, jak prawa i lewa komora serca i wątrobom. Po prostu dziękuję, że jesteś, zawsze. I ja zawsze będę dla Ciebie, wiesz o tym. Miłość razy milion, kochanie! :3