Na dobrą sprawę nawet nie wiem ile czasu będę miała, żeby coś napisać. Ani czy mam coś do napisania. Prawda jest taka, że ledwo zaczął się poniedziałek, a już kończy się czwartek, a ja przez ten tydzień byłam bardziej zmęczona, niż przez cały zimowy semestr. I nie wiem, czy ma na to wpływ to, że najwcześniej w domu byłam po 17, czy to, że jeszcze nigdy w życiu tyle nie zanotowałam na jednym wykładzie, czy to, że chodzę niewyspana (wstawianie o 5:00 niestety ma swoje duże wady). Nie wiem też, co myśleć o nowych wykładowcach i jak sobie poradzę na egzaminach na koniec sesji. Na dobrą sprawę - nic nie wiem, ale to chyba nigdy się nie zmieni.
Dużo pracy oznacza mało wolnego czasu, co oznaczało brak kontaktu z przyjaciółmi (nie, nie mam przyjaciół wśród ludzi na studiach, moi przyjaciele to ludzie internetu, ewentualnie inni znajomi, przeważnie pracujący). Tęsknie za wyjściem na spacer, za nocnym pisaniem z kolegami, za opychaniem się ciastem do południa i oglądaniem 13 Posterunku. Cóż, mam nadzieję, że będę miała jednak znów na to czas oraz że im wtedy będzie pasowało. Wpasowanie się jest najgorsze, zawsze.
Nadal nie wiem co myśleć o nowej dziewczynie T, bo jest ona dość dziwna, dość specyficzna i jak dla mnie zbyt bezpośrednia, a momentami nawet chamska. Oczywiście skaczę do niego, że kogoś ma, naprawdę. Jednak czasem zastanawia mnie o czym oni mogą rozmawiać, bo odnoszę wrażenie, że jej świat się kręci wokół dziwnych rzeczy, których ja nie jestem w stanie zrozumieć. Może to ja jestem za głupia dla niej, a nie ona dla mnie? Nie przeszkadza mi jej towarzystwo, chętnie z nią pisze smsy. Ale nadal stanowi dla mnie zagadkę. Nie tylko dla mnie.
I znów wychodzi na to, że moje życie jest zbyt nudne, by opisywać coś ciekawego i zbyt płytkie emocjonalnie, żebym mogła tu zamieścić swoje przemyślenia. Do widzenia.