czwartek, 13 marca 2014

Chwila wytchnienia

            Na dobrą sprawę nawet nie wiem ile czasu będę miała, żeby coś napisać. Ani czy mam coś do napisania. Prawda jest taka, że ledwo zaczął się poniedziałek, a już kończy się czwartek, a ja przez ten tydzień byłam bardziej zmęczona, niż przez cały zimowy semestr. I nie wiem, czy ma na to wpływ to, że najwcześniej w domu byłam po 17, czy to, że jeszcze nigdy w życiu tyle nie zanotowałam na jednym wykładzie, czy to, że chodzę niewyspana (wstawianie o 5:00 niestety ma swoje duże wady). Nie wiem też, co myśleć o nowych wykładowcach i jak sobie poradzę na egzaminach na koniec sesji. Na dobrą sprawę - nic nie wiem, ale to chyba nigdy się nie zmieni.
     Dużo pracy oznacza mało wolnego czasu, co oznaczało brak kontaktu z przyjaciółmi (nie, nie mam przyjaciół wśród ludzi na studiach, moi przyjaciele to ludzie internetu, ewentualnie inni znajomi, przeważnie pracujący). Tęsknie za wyjściem na spacer, za nocnym pisaniem z kolegami, za opychaniem się ciastem do południa i oglądaniem 13 Posterunku. Cóż, mam nadzieję, że będę miała jednak znów na to czas oraz że im wtedy będzie pasowało. Wpasowanie się jest najgorsze, zawsze.
     Nadal nie wiem co myśleć o nowej dziewczynie T, bo jest ona dość dziwna, dość specyficzna i jak dla mnie zbyt bezpośrednia, a momentami nawet chamska. Oczywiście skaczę do niego, że kogoś ma, naprawdę. Jednak czasem zastanawia mnie o czym oni mogą rozmawiać, bo odnoszę wrażenie, że jej  świat się kręci wokół dziwnych rzeczy, których ja nie jestem w stanie zrozumieć. Może to ja jestem za głupia dla niej, a nie ona dla mnie? Nie przeszkadza mi jej towarzystwo, chętnie z nią pisze smsy. Ale nadal stanowi dla mnie zagadkę. Nie tylko dla mnie.
      I znów wychodzi na to, że moje życie jest zbyt nudne, by opisywać coś ciekawego i zbyt płytkie emocjonalnie, żebym mogła tu zamieścić swoje przemyślenia. Do widzenia.

sobota, 8 marca 2014

The things we lost in the fire

                Głęboki wdech. Policzę do dziesięciu. Uspokoję swoje ciało. Jeszcze jeden głęboki wdech. Wiecie, że znów zostałam nazwana "Ga"? Nawet sobie nie zdajecie sprawy, ile to dla mnie znaczyło. Ile rzeczy mi to przypomniało. Już nie dawno temu o niej zapomniałam. Słusznie zauważono, że tamte czasy odeszły, że dojrzałam, że zmieniłam się, na lepsze oczywiście. Tak, ja się z tym wszystkim jak najbardziej zgadzam. Ale tęsknie zwyczajnie za tym wszystkim, za lekkością z jaką przychodziło mi pisanie o sobie, albo opowiadań. Może teraz już nie mam tej potrzeby pisania, a może mam blokadę w głowie, która uniemożliwia mi pisanie na kilka miesięcy. Ostatni raz pisałam 9 listopada. Trzy dni później moje życie wywróciło się do góry nogami. Ktoś, kogo myślałam, że znam, ktoś, kogo kochałam ponad wszystko, ktoś, komu tak bezgranicznie ufałam - odszedł, odsłaniając przede mną swoją prawdziwą twarz. Patrząc na to teraz, kiedy minęło kilka miesięcy, dochodzę do wniosku, że to dobrze. Tak, moje życie stanęło na głowie, ale jest mi z tym dobrze, lepiej. Bardzo rozpaczałam, ale moja rozpacz trwała tylko jeden dzień. Sama się sobie dziwiłam, że tak łatwo ruszyłam dalej. Bo to dobre określenie, ruszyłam dalej. Zaczęłam więcej się uśmiechać, przestałam się przejmować wieloma rzeczami, otworzyłam się trochę bardziej, stałam się chyba bardziej przystępna. Dałam innym szansę. Nie jest mi nawet smutno po tym, że już go nie ma. Nie zasługiwał na kogoś takiego jak ja. Ale nie o tym chciałam pisać. Na ten temat nie mam nic więcej do powiedzenia, uważam to za zamknięty rozdział. Na całe szczęście.
        Jestem na studiach, zdałam sesję, nie zaprzyjaźniłam się tam z nikim, ale nawet mi z tym lepiej. Ja mam swoich przyjaciół, którzy są tysiąc razy lepsi od nich. Mam cudowne osoby, które są ze mną i wspierają mnie od lat i które znają mnie lepiej. Dlatego wcale mi nie zależy na robieniu nowych przyjaźni. Mam z nimi dobre stosunki i tyle. I... Tu chyba znów nie mam nic więcej do powiedzenia.
                Wiecie, tęsknie za czasami onetowskich blogów. Naprawdę. Wtedy nikt się nie przyznawał, ze ma bloga, blogi nie były popularne, a ten skrawek internetowej przestrzeni był moją małą częścią na wywalanie brudów. Teraz jest inaczej. Blogi są modne, wszyscy o nich mówią, wszyscy je piszą, wszyscy wstawiają swoje zdjęcia, gdzie są modnie ubrani, ślicznie umalowani i są tacy w stylu hollywoodu. Nie kręci mnie to. Dla mnie to nadal miejsce, gdzie wywalam swoje myśli, tylko teraz są może dwie osoby, które naprawdę to czytają i wcale mi nie zależy, żeby robił to ktoś więcej. Jednak onetowskie blogi są wielką częścią moje życia, wiele wspaniałych osób poznałam przez nie właśnie, chociaż by Ciebie, Maleńka. Ty jako jedna z nielicznych osób zostałaś ze mną do dziś. Teraz jest twitter, teraz tam głównie kogoś poznaję, jednak... To naprawdę nie to samo. Wszystko jest takie inne, takie... popularne. Choruje na to słowo, tak bardzo go nie lubię, jest brzydkie. Jestem popularna. Nie jestem, całe szczęście, całe życie byłam i będę ofiarą, łosiem, łamagą, kujonem, nudziarą. I jestem z tego dumna, serio. Jestem z tego bardzo dumna. Taka się urodziłam i nie mam zamiaru tego zmieniać. I nie będę zmieniała swojego bloga, żeby był popularny. Nie będę tu wrzucała swoich sweg zdjęć, nie będę yolo i nie będę szafiarką. Jest ich zbyt wiele już. Ja nadal będę nudną sobą z nudnym blogiem. Tego się będę zapewne trzymać już zawsze.