Nieudolnie staram ci się powiedzieć, że mi na tobie zależy, chociaż wcale tego nie chcę. Nie jest mi to w ogóle potrzebne, naprawdę. Więc bądź łaskaw i spakuj to, wyjdź i wracaj do tej swojej Łodzi. Nie chcę już tego...
sobota, 28 lipca 2012
środa, 25 lipca 2012
Blask szminki
Nie wiem już, w co się zmieniam i jak mam od ciebie uciec. Czuję się osaczona, obserwowana, zamknięta w pewne ramy. Czuję się przez ciebie ograniczona, nie wiem, co mogę zrobić, żeby się uwolnić. Dlaczego nie dasz mi spokoju? Nie chcę cię, idź sobie, proszę. Jestem tobą zwyczajnie zmęczona i nie chcę się dłużej bawić z tobą w tą głupią grę, w którą mnie wplątałeś. Naprawdę, wyjdź.
Nie mam w sobie za gorsz głębokich przemyśleń, tęsknie za pisaniem, za tworzeniem własnego świata, za ucieczką, za miłością do postaci fikcyjnych. Mało czytam i to mnie też boli. Tęsknie za pisanie tak bardzo, tak bardzo chcę znów coś napisać. COKOLWIEK, do cholery. Ale z drugiej strony jest jakaś blokada twórcza. Niby mam natchnienie, jednak jest ono zbyt słabe, nie jest do końca tym, czego naprawdę potrzebuję. Jestem trochę wypłukana ze wszystkiego, nawet nie mam ochoty na zbyt wiele rzeczy. Znudziło mi się siedzenie w moim łóżku i oglądanie durnych programów MTV. Znudziłam się sobie w ogóle, ale to już dawno temu.
I cholera jasna, potrzebuję kogoś, byle kogo. Cholera, znów skłamałam, przepraszam. Potrzebuję jednej, jedynej osoby, a nawet nie mam siły się o niego starać. Jest we mnie poczucie, że to nie ma sensu, że nie warto. Nie wchodzi się dwa razy w to samo bagno, chociaż MY nigdy bagnem nie byliśmy, wręcz przeciwnie, czystą taflą pięknego morza, może nawet oceanu, głębią, z czarnymi zakamarkami, z kilkoma tajemnicami, ale woda była czyta, piękna. Nie była mętna, nie było w niej zdechły ryb, Byliśmy tylko my. Nie wiem, czy to mogłoby wrócić, musiałbyś mnie pokochać, a to jest chyba niemożliwie. Nawet nie wiem, czy wtedy twoje uczucie było aż tak silne. Tak naprawdę, to już nic nie wiem. Ja po prostu ciebie chcę, nic poza tym.
Dobranoc, dowiedzenia... Jak tam sobie chcecie, dzieci.
wtorek, 17 lipca 2012
Jestę hipsterę
Zjadłam hipsterskiego łososia, w hipsterskiej restauracji, siedząc w hipsterskiej restauracji, na hipsterskim Kazimierzu, w hipsterkim Krakowie i patrzyłam na innych hipsterskicj hipsetów i rzygam. Już mam was dość, już nawet nie mam siły po aparat sięgać, bo mnie się odechciewa, bo jak mam aparat, jak robię zdjęcia, to przecież jestę hipsterę. Ale ja kurwa nie jestem. Ani metalowcem, ani emo, ani punkiem, ani hipsterem, ani hiphopowcem. Ja kurwa jestem sobą, cześć, jestem Agata, miło mi Ci, kurwa, poznać. Naucz się wreszcie, że ja się nie podpisuję pod żadną subkulturą. Bo nie lubię się czuć ograniczana.
Swoją drogą, czuję się niezbyt komfortowo z myślą, że za godzinę muszę wyruszyć i szukać przystanku, wiem jedynie, że mam iść w lewo. Dojdę tam, trafię, a jak nie, to będę miała spory problem, bo się zgubię. Fuck yea, życie jest piękne. Wolę Warszawę. Naprawdę, wolę Warszawę. Krakowie, wydajesz mi się dziki, jakiś taki... Nieokiełznany, chociaż o wiele bardziej klimatyczny.
poniedziałek, 9 lipca 2012
A idź pan w chuj.
A idźcie wszyscy najlepiej, weźcie się pod ramię i wymaszerujcie, raz na zawsze... Po chuja wy mi jesteście potrzebni, czy ktoś was w ogóle zapraszał? Ja, ale nie sądziłam, że będzie wam się chciało zostać. Jedyne, na co mam ochotę n kawa mrożona, towarzystwo Jimmy, dobra muzyka i może jeszcze jakoś koncerty... Mansona, na przykład. Nie chce mi ktoś dać biletu na niego? Nie? Szkoda...
poniedziałek, 2 lipca 2012
roads untraveled
Układy z byłymi chłopakami zawsze są dziwne. Albo to ja (co jest równie prawdopodobne), nie potrafię sobie z tym w należyty sposób poradzić. Powoli zmieniam się w twór, (jest na to właściwie słowo, zaczyna się na sz kończy na mata), który chce całować (tak, żeby tylko) i jednego i drugiego, co jest z pierwszym awykonalne, a z drugim niezbyt zdrowe. Bo wiadomo, że z czegoś takiego nic nie wyjdzie, a ja jeszcze jako tako szanuję swoje zdrowie psychiczne, które mi pozostało i zwyczajnie staram się nie pakować w taką sytuację, w którą mogłoby mnie kusić całowanie się. Ale kusi, nawet jak nic nie robię, tylko siedzę z kolegami i jedną babcią (fuck yeah, babciu Kuby, jesteś teraz moim miszczem świata). Więc jak, do cholery, jak ja mam ogarnąć suty i nie rzucić się na nikogo?!?! No nie wiem. Zwłaszcza, że i jeden i drugi chce się przyjaźnić. Okej, drugiego jestem w stanie zrozumieć, Słonko, minęło dużo czasu. Co z tego, że nadal jest magnez między nami, że jeszcze trochę a to będzie dziwna znajomość, oparta na relacji mocno seksualnej bez krztyny miłości, uczucia, zauroczenia czegokolwiek. Ale pierwsze to ni chuja nie rozumiem. Niech mi ktoś wytłumaczy, bo może ja nie umiem się przestawić, ale da się od razu po zerwaniu być przyjaciółmi?! Best friend forever, kurwa jego mać?! Dziwnie mi i trochę ciężko. Nie wiem, nie potrafię.
I mam wyrzuty sumienia, kiedy przytulę się do drugiego, względem pierwszego, oczywiście mam wyrzuty sumienia, ale kiedy przytulam pierwszego to nie czuję się winna względem drugiego, dlatego jest drugim. Tak myślę... Dlatego cieszę się, że pojadę zaraz do Julka, chociaż na chwilę nie będę o tym myślałam. A potem tydzień z moją córką, z moim bratem chrzestnym, nie mam zamiaru wtedy w ogóle włączać telefonu, będę spacerować po Krakowie, robić zdjęcia, bo już nie pamiętam, jak się aparat trzyma w ręce. I jeszcze może trochę popalam się razem z Nadią, może trochę z Harvalien, ciesz się, że w końcu się spotkamy, po tylu latach. Może nie jest to przyjaźń razy milion, ale tyle lat... ACH!
I chciałabym kilka dni spędzi z moją żoną, albo z drugą żoną, ale z Olsztynem może być problem. Mam nadzieję, że mi się uda jednak to wszystko zaliczyć...
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)